niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 13

Leżąc na łóżku, co jakiś czas dotykałam ręką ust. Chciałam zatrzymać dzisiejsze pocałunku jak najdłużej. Zwłaszcza, jeśli to miały być nasze ostatnie.Zamknęłam oczy i znów poczułam przyjemny zapach szamponu Cato. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, w końcu niedługo będę patrzeć na jego śmierć, ale...nie potrafiłam inaczej. Za mocno go kochałam. Poddając się wspomnieniom, kompletnie zapomniałam o otaczającym mnie świecie. Przynajmniej póki nie pokazała się opiekunka.
- Za 20 minut będziemy w Kapitolu. - stała w wejściu przebrana w dziwaczny, biały kostium.
Podniosłam lekko głowę, napinając mięśnie brzucha. Spojrzałam na kobietę spod zmrużonych powiek.
- Sądziłam, że będziemy później. - stwierdziłam.
- Och, głuptasku. - zaświergotała. - Przygotuj się!
Po tych słowach wyszła, a moja głowa opadła swobodnie na poduszkę. Naprawdę, myślałam, że później dotrzemy do Kapitolu. Jaka szkoda, że się myliłam. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam jak blisko jestem wejścia na arenę. Może i wszystko przypominało mi o Igrzyskach, ale...to nie było podobne do tego jak sobie wyobrażałam podróż pociągiem. Przez całe życie, byłam pewna, że podczas drogi trybut myśli tylko o swojej taktyce i rozmyśla nad przeciwnikami, których zobaczy podczas dożynek. Jakim dziwnym uczuciem okazała się pomyłka. Przewróciłam głowę na bok i spojrzałam na zegarek. Według nieco dochodziła już 15.
- Co? - szepnęłam zdziwiona. - Jak to możliwe?
Nie mogąc uwierzyć, że tyle czasu zajęły mi przemyślenia, przeturlałam się do krawędzi łóżka, a następnie w stałam. Pochyliłam głowę w dół i przyjrzałam się strojowi. Zdecydowanie nie odpowiadał na taką "okazję". Jeśli mam przyciągną sponsorów, muszę jakoś wyglądać. W końcu bez ich pomocy będzie ciężej na arenie. Przeglądając zawartość szafy, nie mogłam się zdecydować co spodobałoby się mieszkańcom stolicy. Byłam rozdarta pomiędzy dwoma strojami. Pięknej złotej sukience do połowy ud i wysokim szpilkom, a damskim garniturze z czerwonymi akcentami i czarnymi balerinami. Starałam się wyobrazić siebie w którymkolwiek z tych ubrań. Nic z tego. Mam za słabą wyobraźnie na to. W końcu padło ta bardziej seksowny wybór. Chwyciłam ją i żwawym krokiem przeszłam do łazienki. Gdy drzwi się za mną zamknęły rozpięłam guzik od spodenek i zdjęłam koszulkę przez głowę, pozostając w samej bieliźnie. Przyjrzałam się jeszcze raz sukience, szukając jakiegoś zamka błyskawicznego lub czegoś w tym stylu. Nic z tego. Nie miałam na co liczyć. W końcu zdecydowałam się założyć strój przez głowę. Złoty materiał zaszeleścił lekko, a następnie idealnie dopasował się do mojej figury. Co takiego jest w tych ubraniach, że leżą tak idealnie? Nie wiedziałam , ale w takich przypadkach mówi się "Trudno". Podeszłam do lusterka i założyłam buty. Wtedy przypomniałam sobie, jak bardzo nienawidzę szpilek. Zdecydowanie wolę sportowe obuwie. Jest tysiąc razy wygodniejsze i nie muszę uważać, aby nie złamać sobie nogi. Przyjrzałam się swojemu odbiciu. Wyglądałam nieziemsko i seksownie, ale nie sądziłam, aby to miało przyciągną uwagę publiczności. Strój był za mało...intrygujący, oryginalny, zaskakujący i..nie. To nie są właściwe słowa. Stroje mieszkańców Kapitolu są obleśne, nietypowe i godne pożałowania. A ja nie miałam zamiaru nałożyć nic, co  miałoby je przypominać. Pozostała mi tylko jedna rzecz. Włosy. Jak wyglądałyby lepiej? Rozpuszczone, a może związane w koński ogon? Albo w warkocz? Sięgnęłam po szczotkę leżącą na umywalce i przetestowałam wszystkie możliwości. Rozpuszczone włosy dawały wrażenie niewinnej dziewczynki, która nie da rady nikogo zabić. Odpada. Nie po tym co usłyszałam rano. Kucyk? Odważnie, dumnie, dodatkowo wyostrzał rysy mojej twarzy. Czemu nie? Następnie związałam je w luźny warkocz. Pierwsze co pomyślałam to, że znów fryzura pasująca do małej dziewczynki, ale też odczucie niepewności dla obserwatora. Z trzech zostały dwie propozycje. W końcu postanowiłam zebrać włosy z boku i zrobić z nich ładnego warkocza. Zdecydowanie odpowiednie uczesanie w stosunku do stroju. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Nie potrzebowałam żadnej biżuterii. Za mocno "świeciłam". Skropiłam się delikatnymi perfumami o zapachu truskawki. Po co zmieniać tonacje zapachów? Dumnym krokiem wyszłam najpierw z łazienki, a później z pokoju. Kolejne miejsce, którego nie zobaczę w najbliższym czasie. Ciekawe czy ten sam pociąg zabierze zwycięzce. Idąc korytarzem nie zauważyłam Cato, więc albo jeszcze się przygotowuje, albo jest już na miejscu. Przechodzę do wagonu restauracyjnego i nagle go zauważam, a tak dokładniej jego plecy, których jeszcze nie tak dawno dotykałam. Ma na sobie czarny garnitur i lakierki. Nie czuje żadnych perfum. Nic dziwnego, drażnią go. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę barku. Obcasy stukały o ziemie, niezbyt głośny, ale na tyle by zwrócić na mnie uwagę chłopaka. Idąc nie obracałam głowy. Chociaż byłam ciekawa jego reakcji. Nalewając sobie wody, odważyłam się w końcu na niego spojrzeć. Przyglądał mi się, ale nie jakby mnie pożądał...tylko bezinteresownie. Udawałam, że mnie to nie obchodzi, ale gdzieś głęboko jakiś zakamarek serca był smutny. Natychmiast go wyłączyłam. Papa zakocha Clove, witaj Clove morderczyni.
- Nieźle wyglądacie. - głos Lyme niósł się po wagonie.
Odwróciłam się w jej stronę. Kobieta nie wystroiła się zbytnio. Miała na sobie zwykłą czarną sukienkę i baleriny. Odstępstwo od jej normalnego stroju. Musiałam stwierdzić, że wyglądała nieziemsko. Nim się spostrzegłam widok za oknem zniknął.
- Witajcie w Kapitolu. - powiedziałam pod nosem.
Przyglądając się oknom, nie usłyszałam nawet, że wszyscy zebrali się przed wyjściem.
 - Clove! - krzyk opiekunki przywołał mnie do życia. - Zaraz wychodzimy.
Podeszłam do nich i stanęłam obok Cato. Blondyn patrzył przed siebie i się uśmiechał w typowy dla niego sposób. Odetchnęłam cicho, przygotowując się do wyjścia i przybierając maskę osoby, pewnej swojego zwycięstwa. Niech zobaczą, że źle mnie ocenili. I nagle wszystko dzieje się za szybko. Pociąg się zatrzymuje, drzwi otwierają, a my wychodzimy na peron. Kolory rażą po oczach, wygląd mieszkańców śmieszy, ale nie na tyle bym pozwoliła sobie na wybuch śmiechu. Idziemy do samochodu. Nie uśmiecham się, nie machamy, ale idziemy przed siebie. Idziemy do samochodu. Ludzie wiwatują, wykrzykują nasze imiona, a my nadal idziemy i nie zwracamy na nich uwagi. Gdy w końcu drzwi odcinają nas o rozszalałego tłumu, mogę spokojnie oddychać. Mimo wszystko nie zdejmuję maski. Jeszcze nie teraz. Nie gdy ktokolwiek może mnie zobaczyć. Ruszyliśmy. Widoki za oknem różniły się od Dwójki. Budynki były bardziej nowoczesne, a na ulicach nie było widać nikogo w dresie, ani w butelką alkoholu.
- Zaraz dojedziemy do hotelu. - poinformowała nas opiekunka. - Zatrzymamy się tam, póki do Kapitolu nie dotrze reszta trybutów.
No tak...Dziesiątka, Jedenastka i Dwunastka potrzebuję o wiele więcej czasu na podróż. Oparłam czoło o zimną szybę. Nie pierwszy raz byłam w Kapitolu i nie pierwszy raz jechałam samochodem, ale...dzisiaj było to coś innego. W końcu od dzisiaj przygotowywałam się na śmierć.
_______________________________________________________________
Dotrzymałam terminu :D Cieszę się, że jednak żyjecie :P
Oto lin k do facebook'a bloga :D

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog! Bardzo ale to bardzo mi się spodobał!
    Czekam na więcej takich notek!
    Clove jest wspaniała! Muszę przyznać, że jej bipolarność czasami jest zadziwiająca, ale chyba tak miało być.
    Po przeczytaniu tego wszystkiego co jest na razie to najbardziej spodobał mi się rozdział 12.
    Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego!
    Wszystko jest dopięte na ostatni guzik i nawet nie mogę narzekać na długość notek, bo za bardzo dobrze są rozłożone w akcji.
    Cóż, mi pozostaje?
    Ciesze się, że trafiłam na tego bloga i z wielką chęcią czekam na kolejny post!
    Właśnie kiedy on? Szybko, szybko, szybko...!!!
    Pozdrawiam.

    PS. Wyłącz weryfikację obrazkową w komentarzach to będziesz miała ich więcej!

    OdpowiedzUsuń