niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 13

Leżąc na łóżku, co jakiś czas dotykałam ręką ust. Chciałam zatrzymać dzisiejsze pocałunku jak najdłużej. Zwłaszcza, jeśli to miały być nasze ostatnie.Zamknęłam oczy i znów poczułam przyjemny zapach szamponu Cato. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, w końcu niedługo będę patrzeć na jego śmierć, ale...nie potrafiłam inaczej. Za mocno go kochałam. Poddając się wspomnieniom, kompletnie zapomniałam o otaczającym mnie świecie. Przynajmniej póki nie pokazała się opiekunka.
- Za 20 minut będziemy w Kapitolu. - stała w wejściu przebrana w dziwaczny, biały kostium.
Podniosłam lekko głowę, napinając mięśnie brzucha. Spojrzałam na kobietę spod zmrużonych powiek.
- Sądziłam, że będziemy później. - stwierdziłam.
- Och, głuptasku. - zaświergotała. - Przygotuj się!
Po tych słowach wyszła, a moja głowa opadła swobodnie na poduszkę. Naprawdę, myślałam, że później dotrzemy do Kapitolu. Jaka szkoda, że się myliłam. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam jak blisko jestem wejścia na arenę. Może i wszystko przypominało mi o Igrzyskach, ale...to nie było podobne do tego jak sobie wyobrażałam podróż pociągiem. Przez całe życie, byłam pewna, że podczas drogi trybut myśli tylko o swojej taktyce i rozmyśla nad przeciwnikami, których zobaczy podczas dożynek. Jakim dziwnym uczuciem okazała się pomyłka. Przewróciłam głowę na bok i spojrzałam na zegarek. Według nieco dochodziła już 15.
- Co? - szepnęłam zdziwiona. - Jak to możliwe?
Nie mogąc uwierzyć, że tyle czasu zajęły mi przemyślenia, przeturlałam się do krawędzi łóżka, a następnie w stałam. Pochyliłam głowę w dół i przyjrzałam się strojowi. Zdecydowanie nie odpowiadał na taką "okazję". Jeśli mam przyciągną sponsorów, muszę jakoś wyglądać. W końcu bez ich pomocy będzie ciężej na arenie. Przeglądając zawartość szafy, nie mogłam się zdecydować co spodobałoby się mieszkańcom stolicy. Byłam rozdarta pomiędzy dwoma strojami. Pięknej złotej sukience do połowy ud i wysokim szpilkom, a damskim garniturze z czerwonymi akcentami i czarnymi balerinami. Starałam się wyobrazić siebie w którymkolwiek z tych ubrań. Nic z tego. Mam za słabą wyobraźnie na to. W końcu padło ta bardziej seksowny wybór. Chwyciłam ją i żwawym krokiem przeszłam do łazienki. Gdy drzwi się za mną zamknęły rozpięłam guzik od spodenek i zdjęłam koszulkę przez głowę, pozostając w samej bieliźnie. Przyjrzałam się jeszcze raz sukience, szukając jakiegoś zamka błyskawicznego lub czegoś w tym stylu. Nic z tego. Nie miałam na co liczyć. W końcu zdecydowałam się założyć strój przez głowę. Złoty materiał zaszeleścił lekko, a następnie idealnie dopasował się do mojej figury. Co takiego jest w tych ubraniach, że leżą tak idealnie? Nie wiedziałam , ale w takich przypadkach mówi się "Trudno". Podeszłam do lusterka i założyłam buty. Wtedy przypomniałam sobie, jak bardzo nienawidzę szpilek. Zdecydowanie wolę sportowe obuwie. Jest tysiąc razy wygodniejsze i nie muszę uważać, aby nie złamać sobie nogi. Przyjrzałam się swojemu odbiciu. Wyglądałam nieziemsko i seksownie, ale nie sądziłam, aby to miało przyciągną uwagę publiczności. Strój był za mało...intrygujący, oryginalny, zaskakujący i..nie. To nie są właściwe słowa. Stroje mieszkańców Kapitolu są obleśne, nietypowe i godne pożałowania. A ja nie miałam zamiaru nałożyć nic, co  miałoby je przypominać. Pozostała mi tylko jedna rzecz. Włosy. Jak wyglądałyby lepiej? Rozpuszczone, a może związane w koński ogon? Albo w warkocz? Sięgnęłam po szczotkę leżącą na umywalce i przetestowałam wszystkie możliwości. Rozpuszczone włosy dawały wrażenie niewinnej dziewczynki, która nie da rady nikogo zabić. Odpada. Nie po tym co usłyszałam rano. Kucyk? Odważnie, dumnie, dodatkowo wyostrzał rysy mojej twarzy. Czemu nie? Następnie związałam je w luźny warkocz. Pierwsze co pomyślałam to, że znów fryzura pasująca do małej dziewczynki, ale też odczucie niepewności dla obserwatora. Z trzech zostały dwie propozycje. W końcu postanowiłam zebrać włosy z boku i zrobić z nich ładnego warkocza. Zdecydowanie odpowiednie uczesanie w stosunku do stroju. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Nie potrzebowałam żadnej biżuterii. Za mocno "świeciłam". Skropiłam się delikatnymi perfumami o zapachu truskawki. Po co zmieniać tonacje zapachów? Dumnym krokiem wyszłam najpierw z łazienki, a później z pokoju. Kolejne miejsce, którego nie zobaczę w najbliższym czasie. Ciekawe czy ten sam pociąg zabierze zwycięzce. Idąc korytarzem nie zauważyłam Cato, więc albo jeszcze się przygotowuje, albo jest już na miejscu. Przechodzę do wagonu restauracyjnego i nagle go zauważam, a tak dokładniej jego plecy, których jeszcze nie tak dawno dotykałam. Ma na sobie czarny garnitur i lakierki. Nie czuje żadnych perfum. Nic dziwnego, drażnią go. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę barku. Obcasy stukały o ziemie, niezbyt głośny, ale na tyle by zwrócić na mnie uwagę chłopaka. Idąc nie obracałam głowy. Chociaż byłam ciekawa jego reakcji. Nalewając sobie wody, odważyłam się w końcu na niego spojrzeć. Przyglądał mi się, ale nie jakby mnie pożądał...tylko bezinteresownie. Udawałam, że mnie to nie obchodzi, ale gdzieś głęboko jakiś zakamarek serca był smutny. Natychmiast go wyłączyłam. Papa zakocha Clove, witaj Clove morderczyni.
- Nieźle wyglądacie. - głos Lyme niósł się po wagonie.
Odwróciłam się w jej stronę. Kobieta nie wystroiła się zbytnio. Miała na sobie zwykłą czarną sukienkę i baleriny. Odstępstwo od jej normalnego stroju. Musiałam stwierdzić, że wyglądała nieziemsko. Nim się spostrzegłam widok za oknem zniknął.
- Witajcie w Kapitolu. - powiedziałam pod nosem.
Przyglądając się oknom, nie usłyszałam nawet, że wszyscy zebrali się przed wyjściem.
 - Clove! - krzyk opiekunki przywołał mnie do życia. - Zaraz wychodzimy.
Podeszłam do nich i stanęłam obok Cato. Blondyn patrzył przed siebie i się uśmiechał w typowy dla niego sposób. Odetchnęłam cicho, przygotowując się do wyjścia i przybierając maskę osoby, pewnej swojego zwycięstwa. Niech zobaczą, że źle mnie ocenili. I nagle wszystko dzieje się za szybko. Pociąg się zatrzymuje, drzwi otwierają, a my wychodzimy na peron. Kolory rażą po oczach, wygląd mieszkańców śmieszy, ale nie na tyle bym pozwoliła sobie na wybuch śmiechu. Idziemy do samochodu. Nie uśmiecham się, nie machamy, ale idziemy przed siebie. Idziemy do samochodu. Ludzie wiwatują, wykrzykują nasze imiona, a my nadal idziemy i nie zwracamy na nich uwagi. Gdy w końcu drzwi odcinają nas o rozszalałego tłumu, mogę spokojnie oddychać. Mimo wszystko nie zdejmuję maski. Jeszcze nie teraz. Nie gdy ktokolwiek może mnie zobaczyć. Ruszyliśmy. Widoki za oknem różniły się od Dwójki. Budynki były bardziej nowoczesne, a na ulicach nie było widać nikogo w dresie, ani w butelką alkoholu.
- Zaraz dojedziemy do hotelu. - poinformowała nas opiekunka. - Zatrzymamy się tam, póki do Kapitolu nie dotrze reszta trybutów.
No tak...Dziesiątka, Jedenastka i Dwunastka potrzebuję o wiele więcej czasu na podróż. Oparłam czoło o zimną szybę. Nie pierwszy raz byłam w Kapitolu i nie pierwszy raz jechałam samochodem, ale...dzisiaj było to coś innego. W końcu od dzisiaj przygotowywałam się na śmierć.
_______________________________________________________________
Dotrzymałam terminu :D Cieszę się, że jednak żyjecie :P
Oto lin k do facebook'a bloga :D

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 12

Przyjrzałam się ścianie naprzeciw mnie i wbitym w nią nożom. Czułam jak wściekłość powoli opuszcza moje ciało. Nagle poczułam się jak nadmuchany balon, który ktoś przekuł szpilką. Usiadłam na podłodze i oparłam się plecami o łóżko. Kolejna sztuka broni upadła z łoskotem. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy.
- Idzie raczek, nieboraczek jak uszczypnie, będzie znaczek! - wyrecytowali bracia, siadając po moich obu stronach i szczypiąc mnie w ramiona. Mimo złego humoru, zaśmiałam się. Zawsze wiedzieli, jak poprawić mi samopoczucie. Nagle zaczęli mnie łaskotać po brzuchu. Zaczęłam piszczeć uszczęśliwiona. W przerwach pomiędzy śmiechem, błagałam ich, aby przestali. Nogi i ręce wyrzucałam we wszystkie możliwe strony. 
Nie chciałam niczego więcej, niż tylko spokoju. Niestety nie mogłam na to liczyć. Nie minęło kilka minut od mojego wyjścia z salonu, a w moich drzwiach, już pojawił się Cato. Jak zwykle na jego ustach gościł drwiący uśmieszek.
- Jak tam? - spytał niby od niechcenia. - Nie spodobała się prawda?
Warknęłam cicho. Zacisnęłam pięści i starałam się nie reagować.
- Przecież mieli rację. - stwierdził.
Coraz bardziej wkurzona wstałam i podeszłam do niego. Przyjrzałam się jego twarzy. Mimo wściekłości, jaką odczuwałam moje serce zabiło szybciej. Nie mam pojęcia co mnie do tego popchnęło, ale zamiast go uderzyć, jak chciałam wstając z podłogi. Stanęłam na palce i go pocałowałam. Nie odepchnął mnie, ale przyciągnął do siebie. Czułam lekką ekstazę przepełniającą moje ciało. Już nie byłam wściekła, ale pełna pożądania. Swoje ręce wplątałam w jego włosy. Dłonie chłopaka po krótkiej wędrówce, po moim ciele, zatrzymały się na biodrach. Powoli zaczęłam się wycofywać do tyłu, ciągnąc chłopaka za sobą. Nie protestował. Usta przeniósł na moją szyje. Poczułam się jak pijana. I w sumie byłam pijana miłością i szczęściem, spowodowanym bliskością chłopaka. Oddychałam ciężko. Moje ręce przeniosły się na jego pierś. Pod nogami poczułam schodek. Podniosłam nogę i wykonałam kolejny krok do tyłu, aby opaść na łóżko. Ciężar chłopaka wtulił mnie w pościel. Otoczył mnie cudowny zapach lawendy. Nasze wargi ponownie złączyły się ze sobą. Włożyłam dłonie pod jego koszulkę i powoli zaczęłam podsuwać ją do góry. Odkrywając kolejne kawałki ciała blondyna, zapomniałam o tym, że niedługo będę musiała go zabić.
- Stop. - wyszeptał do mojego ucha.
Zdziwiłam się. Jeśli ma zamiar wykonać kolejną sztuczkę jak tą w zaułku, to dołączy do mojej listy ofiar. Jeszcze większe zdziwienie wypełniło mnie, gdy Cato usiadł na mnie okrakiem, przyszpilił moje ręce po obu stronach mojej głowy i ponownie mnie pocałował.
- Nie możemy. - kolejny pocałunek. - Gdyby nie to, że idziemy na arenę.
Ponownie musnął moje wargi, aby następnie puścić mnie i wstać. Ruszył w kierunku drzwi, a ja podniosłam się na łokciach.
- To się naprawdę nie powinno stać. Nigdy. - z tymi słowami wyszedł.
Opadłam na łóżko. Na wpół wściekła, na wpół smutna. Doskonale wiedział, że go kocham, ale on traktował mnie przedmiotowo. Wiem, że miłość zawsze była słabością, ale to nie oznacza, że nie może poddać się uczuciu. Palcami dotknęłam ust. Znowu to zrobił. Pocałował mnie, a następnie powiedział, że to nie może się nigdy więcej stać. Czasami chciałabym czytać w myślach.
_________________________________________________________________________
Jeden dzień opóźnienia, bo dzisiaj dorwałam się do kompa :D Mam nadzieję, że się spodoba...

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdzial 11

Usiadłam na łóżko. Wyprostowałam nogi i patrzyłam przed siebie. Prosto w ciemność. I czekałam. Chłopak nie odzywał się, jedynie leżał, opierając głowę na jednej z moich poduszek. Spojrzałam na niego. Opuszczone powieki ozdobione długimi rzęsami, dawały wrażenie, ze mój gość zasnął.
- Wiesz jak będzie? - otworzył oczy. - Wiesz jak będzie na arenie?
- Któreś z nas zginie. - odpowiedziałam bez emocji. Już dawno przyzwyczaiłam się do takiej możliwości.
- Dobra odpowiedz. - szepnął.
- I to będziesz ty. - dorzuciłam.
Chłopak zaśmiał się i usadl pp turecku, skierowany twarza do mnie.
- Naprawde sadzisz, ze to ty wygrasz? Glupia. - warknal. - Jedynka rozlozy sie na lopatki.
Cos we mnie drgnelo. Nie ma prawa porownywac mnie do tej pustej lalki barbie. Nikt nie moze. Jestem od niej lepsza. Prawda?
- Wynocha. - warknelam cicho
- Co?
- Wynocha z tego pokoju! - krzyknelam z calej sily.
Na jego ustach znow zagoscil usmiech. Wstal z lozka, pozostawiajac w nim zgiecie w ksztalcie ciala. I dumnym krokiem podszedl do drzwi. Przed nacisnieciem klamki, jeszcze raz na mnie spojrzal, a gdy zniknal w korytarzu, zlapalam jedna z ppduszek i rzucilam nia w kierunku, gdzie zniknal. Opanowalam sie powoli. I gdy tylko opuscily mnie nerwy, zrozumialam, ze zrobil to specjalnie. Tylko dlaczego? Nie mialam zadnego pomyslu, ani jednego. Westchnelam i opadlam na poduszki, rozmyslajac nad tym co powiedzial. Nie watpie, ze Jedynka ma umiejetnosci, nie mogloby byc inaczej. Tylko czy ma wystarczajace by mi cos zrobic?
Moze podzas snu, ale nimt madry nie zlami sojuszu, poki nie wybije wczesniej innych zawodnikow. Nie. To durne. To ja ja zabije, ona mnie nawet nie drasnie. Nie pozwole na to.
***
- Pobudka. - glos opiekunki byl pelen optymizmu.
Czyzby wino bylo za slabe? Albo to, albo nie wypila duzo, a moze pije regularnie, aby wytrzymac z trybutam? Nie wiedzialam, ale i tak wydawala mi sie zdrowo kopnieta. Podeszlam do lazienki. Przejrzalamsie w lustrze. Od pierwszego spojrzenia, widac bylo, ze nie spalam zbyt dlugo. Trudno. Weszlam pod prysznic. Ustawilam truskawkowy szampon i zel o takim samym zapachu. Zimna woda budzila moje cialo do zycia i dodawala energii, tak potrzebnej by przetrwac kolejny dzien. Wylaczylam wode, ale zostalam jeszcze w kabinie. Oparlam czolo o zimna sciane i powoli przygotowywalam sie do dzisiejszego dnia. Stalam wystarczajaco dlugo, aby krople wpdy zniknely z mojego ciala. Stawiajac nogi na lodowatej posadzce, przeszlam ponownie do sypialni i wybralam jeden ze strojow znajdujacych se w nowoczesnej szafie. Ubrana w krotkie, jasne spodenki jeansowe i zielona koszulke na ramiaczkach, skierowalam sie do jadalni. Ledwo weszlam do pomieszczenia, a juz doszly mnie radosne glosy dobiegajace z telewizorow. To mieszkancy kapitolu rozmawiali o tyrbutach. Usmiechnelam sie pod nosem. Jesli uda mi sie teraz wyczuc co o mnie sadza, bede miala wieksze szanse. Podeszlam do kanapy i usiadlam obok opiekunki.
- Juz bylo o nas? - spytalam otwarcie. Nie lubilam owijac w bawelne. Zreszta kobieta i tak wiedziala, czemu nie ide do stolu.
- Nie. Zaczeli od Dwunatego Dystryktu. Teraz sa przy Czworce.
Szczerze nie obchodzilili mnie moi przeciwnicy, wiec zamiast ogladac, wstalam z sofy. Stol jak zwykle byl bogato zastawiony. Tym razem potrawy byly typowo sniadaniowe. Od najrozniejszych platkow, poprzez kanapki, konczac na owocach. Wzielam jeden z talerzy i chwycilam pierwszego lepszego rogalika. Do jednej ze szklanek nalalam wody i ponownie postanowilam usiasc przy Mellisie.
Usadawiajac sie wygodnie, zauwazylam, ze kobieta nie jest zachwycona moim pomyslem jedzenia przed telewizorem, ale nie zwrocila mi glosno uwagi. I dobrze po chwile pozniej skonczyli omawiac dziewczyne z Trojki.
- A teraz czas na pare z Drugiego Dystryktu. - zapowiedzial prowadzacy.
Na ekranie pojawilo sie zdjecie Cato, a chwile potem jeden z dziwacznie ubranych mieszkancow stolicy.
- Co pan sadzi o Catonie?
Czekajcie...to jest mezczyzna? Dlugie rozowe wlosy? Pomalowane powieki? Nie pierwszy raz widze kapitolinczyka, ale jego wyglad nawet dla mnie jest niecodzienny.
Pozostajac nadal w lekkim szoku, wysluchuje jego odpowiedzi.
- Bardzo przystojny, mlody chlopak. Wysportowany. Ma duze szanse.
Na ekranie pojawia sie inna osoba. Jestem pewna, ze to kobieta. Tym razem na 100%. Prowadzacy zadaje jej to samo pytanie. I kolejnym osobom. Kazdy odpowiada podobnie, ale czasami dodaja cos od siebie. A to, ze Cato wyglada na bezlitosnego, albo sprawia wrazenie pewnego siebie. Nie dzowoe sie takim wypowiedziom.Podnosze szklanke w woda do ust, gdy na ekranie pojawia sie moje zdjecie.
- Co pani sadzi o Clove Leland?
Przygladam sie starszej kobiecie w ekstrawaganckim, czarnm stroju do kostek. Wyglada jak klaun, ktory uciekl z cyrku.
- Mloda, zadziorna z silnym charakterem.
Nic wiecej? A jak oceniasz moje szanse. Podenerwowana zaciskam piesci. Kolejna osoba, moze ona doda jakis konkretow.
- Nie wyglada na morderce. Nie sadze, aby miala szanse.
Slucham? Ja nie mam szans? Pokaze na co mnie stac!
Pada to samo pytanie. Patrze w telewizor, jakby od tego zalezalo moje zycie.
- Silna, dojdzie do finalowej szostki, ale nie sadze, ze wygra. Jenak jej nie przekreslam.
Czy oni wszyscy sie zmowili? Wsciekla wstalam z kanapy, wywalajac przy okazji talerz z polowa rogalika. Nadzienie wyplynelo na ziemie, ale mnie to nie obchodzilo. Zla na mieszkancow kapitolu zlapalam noze i rzucilam je w kierunku drzwi, ktore otworzyly sie w tej samej chwili. Do pokoju weszlam Lyme. Gdy zauwazyla noz wystajacy ze sciany obok, uniosla brwi. Wyjela go i podeszla do stolu.
- Powinnas oszczedzac sily. - powiedziala odkladajac noz.
Krzyknelam pelna furii.
- Rozumiem, ze ogladala "Ocen Trybuta"? - spytala sie mentorka
Jak na potwierdzenie prowadzacy zadal pytanie, co ktos sadzi o Jedynce. Slyszac imie pustej dziewczyny rzucilam kolejnym nozem. Zachowywalam sie jak male, rozkapryszone dziecko, ale ale nie przejmowalam sie tym. Bylam wsciekla, ze ktokolwiek moze twierdzic, ze nie wygram! Jestem morderca! Pozabijam ich wszystkich!
_____________________________________
Jako, ze musielicie tyle zkac na te rozdzialy...to dodaje dwa Tym razem postaram sie jak najszybciej...

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdzial 10

Suchosc w gardle wyrwala mnie ze snu. Sprobowalam wydac jakis dzwiek. Nic z tego. Pptrzebuje picia. Bez wiekszych checi zrzucilam z siebie koldre. Moje cialo przeszly dreszcze, spowodowane nagla zmiana temperatury. Jeknelam i potarlam ramiona rekami. Wyprostowalam sie i przyjrzalam pomieszczeniu. W ciemnosciach odpowiadal mi w wiekszym stopniu, niz w swietle dziennym. Opuscilam nogi na ziemi. Gdy tylko stopy dotknely podlogi, dostalam dreszczy spowodowanych zimnem.
Oderwalam tylek od lozka i natychmiast poczulam niezadowolenie swoch miesni. W ciagu kilku sekund zdawalam sie zmienic w worek olowiu. Podnioslam reke do twarxy i przetarlam ja. Przez kilka krotkich sekunds zastanawialam sie nad pozostaniem w sypialni. Nic z tego. Zrobilam pierwszy krok. Ociezale stawiajac noge za noga, podazalam do drzwi pokoju. Nie zapalajac swiatla, otworzylam je. Na korytarzu nadal palilo sie razace swiatlo. Musialam zrobic daszek z dloni i przymknac oczy, aby cokolwiek zauwazyc. Podazylam korytarzem w strone kuchni. Drzwi rozsunely sie i ukazaly mi dwie osoby, ubrane w czarne stroje. Poznalam ich. To mieszkancy Kapitolu, ktorzy nas obsluguja. Rozmawiali ze soba, smiali sie i zartowali, dopoki nie zauwazyli mnie. Ich miny zmienily sie diametralni
- Mozemy Pani w czyms pomoc? - spytala jedna z kobiet. Przyjrzalam sie jej. O dziwo nie miala na sobie peruki, ale proste, rozpuszczone blond wlosy. Jej delikatne rysy kompletnie nie pasowaly do roboczego mundurka. Dtobna budowa kobiety sprawiala, ze moglo sie wydawac, iz przy najmniejszym podmychy wiatru, mogloby ja wzniesc do nieba.
- Nie. Poradze sobie.
- Jestesmy tutaj, aby pomagac. - dodala.
Rzucilam jej wsciekle spojrzenie.
- Powiedzialam, ze sobie poradze. - warknelam lekko podenerwowana.
- Oczywiscie. - powoli wyszla z pomiesczenia, a w slad za nia druga pracownica, na ktora dopiero teraz zwrocilam uwage. Byla rownie chuda co jej kolezanka, ale wlosy pomalowala na jasny niebieski, ktory nie wygladal tak zle.
Odetchnelam cicho. Przez chwile stalam przy wejsciu i przygladalam sie pokojowi z lekkim obrzydzeniem. Przypomnialam sobie w jakim celu wstalam z lozka. Oderwalam noge od ziemi i skierowalam sie w strone baru. Ns blacie staly puste, krysztalowe szklanki. Wzielam jedna z nich. Przy samej scianie postawiono najrozniejsze napoje. Od wody i sokow po alkohole. Nie zastanawiajac sie dlugo, chwycilam butelke z sokiem pomaranczowym i nalalam go. Przylozylam szklanke do ust. Moje gardlo wypelnil gorzki smak swiezo wycisnietego napoju. Pilam lapczywie. Gdy skonczylam, wytarlam usta reka. Odstawilam kubek na blat baru i oparlam sie plecami o sciane. Przymknelam oczy.
- Nie powinnas spac? - damski gos doszedkl do moich uszu.
Otworzylam oczy na progu stala Melissa w fioletowym szlafroku. Bez peruki wygladala jak normalna kobieta z dystryktu. Jej krotkie, kruczoczarne wlosy dodawaly kobiecie dziewczecego uroku.
- Chcialam sie napic. - odpowiedzialam bez zadnych emocji.
Opiekunka podeszla do baru i nalala sobie kieliszek bialego wina. Oparla sie o sciane obok mnie.
Spogladalam na nia katem oka. W tej wersji nie nienawidzilam jej tak bardzo, mimo ze nadal pochodzila z Kapitolu. Przypominala mi matke Cato. Obie mialy takie same fryzury, ale roznilo je wiele rzeczy. Matka Catona nie pije nigdy alkoholu. Na wspomnienie o czymkolwiek zwiazanym z chlopakiem, poczulam jak w moim sercu, zaklula tesknota.
- Ja ide spac. - powiedzialam. - Do zobaczenia na sniadaniu.
Z ust kobiety wymknelo sie ciche przytakniecie. Wyszlam z pomiszczenia zostawiajac opiekunke z jej winem. Wchodzsc na korytarz zauwazylam, ze ktos w koncu zgasil swiatlo. Stanelam w miejscu, aby oczy mogly sie przyzwyczaic, gdy tak sie stalo, skierowalam sie w kierunku swojego pokoju. Po cichu otwprzylam drzwi i weszlam. Juz mialam polozyc sie do lozku, gdy zauwazylam, ze na poscieli ktos lezy.
________________________________________
Zawiodlam Was. Przepraszam