poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 25

                       Po ich odejściu czekam jeszcze kilka minut, a później wspinam się po jednym z licznych, wysokich drzew. Nie jestem dobra w wspinaczce. Nigdy nad tym szczególnie nie pracowałam. I niestety tego żałuje. Rękoma chwytam się najbliższej gałęzi. Gdy tylko dłonie zaciskają się na szorstkiej korze, wykorzystuję całą swoja siłę i podciągam się do góry. Na szczęście mam silne ramiona. Przez chwilę staram się nogę odnaleźć jakąś dziuplę, aby oprzeć na czymś stopę. Nic z tego. Szoruję podeszwą po drewnie, aż znajduję oparcie dla stopy. Naciskam na nie lekko, aby sprawdzić wytrzymałość. Wydaje się na tyle stabilne, aby przejąć na chwilę mój ciężar. Szybkim ruchem stawiam na nim stopę, a drugą pewnie umieszczam na pierwszej gałęzi. Czuję, jak poprzednia podpórka osuwa mi się spod buta. Jednym, niezwykle szybkim ruchem łapię za odgałęzienie nad moją głową. Z trudem, utrzymuję równowagę, ale uparcie wchodzę coraz wyżej i wyżej, aż stwierdzam, że gałęzie są zbyt delikatne, aby utrzymać ciężar mojego ciała. Rozglądam się wokoło, ale panujący na arenie mrok, tylko utrudnia mi pracę. Nagle przypominam sobie, że do dwóch z naszych plecaków włożyliśmy noktowizor. Z nadzieją na odnalezienie ich w mojej torbie, siadam i wyjmuję całą jej zawartość. Jedzenie, jedzenie, jedzenie, dwa bidony z wodą, jakaś ubrudzona krwią i piaskiem kurtka. Ani śladu noktowizora. Z frustracją opieram głowę o drzewo i cicho warczę. Czy choć tym razem ten przeklęty los nie mógł się do mnie uśmiechnąć? Sfrustrowana i zła na siebie, że nie pomyślałam wcześniej o noktowizorze, powoli schodzę z drzewa. Gdy tylko moje stopy dotykają ziemi przykrytej liśćmi i opadłymi igłami, narzucam kaptur kurtki na głowę i kieruję się jak najdalej od naszego starego obozowiska i mam nadzieję, że jak najdalej od grupy.
                                                                               ***
                        Powoli świta, a ja marzę tylko o śnie. Przez całą noc nie odważyłam się zatrzymać na dłużej, a co dopiero zmrużyć oka. Las powoli budzi się do życia, a ja rozmyślam czy nie zatrzymać się w jakiejś jaskini na kilka godzin. Rezygnuję jednak z tego pomysłu. Na chwilę siadam na jednym z wielkich głazów, samotnie leżących na niewielkiej polanie otoczonej małymi, ledwo wyrośniętymi kwiatkami. Krajobraz ma w sobie moc, która przyciąga do tego miejsca i każe zostać. Przez chwilę chcę się poddać tej mocy, ale wyciągam tylko kilka krakersów i z ciężkim sercem ruszam dalej. Przechodzę kilkadziesiąt metrów i nagle gęsty las ustępuje nienaturalnie wysokiemu zbożu. Umysł podpowiada mi, że powinnam uważać, w końcu gdzieś w nim kryje się Treash, a on spokojnie dałby mi radę. Jednak zyskałam jedną, ważną dla przetrwania wskazówkę. Już wiem jak dostać się na polanę, gdzie wszystko się zaczęło.
                                                                               ***
                         Ból rozsadza mi czaszkę. Padam na ziemię i nie jestem w stanie się ruszyć. Przepełnia mnie przerażenie. Czyli to tak miało być. Mam zginąć w drugim dniu igrzysk. Nie. To nie możliwe. Nie ja. Nie ta Clove, którą znam. Ja tak szybko nie mogę być wyeliminowana. Najpierw muszę zabić Katniss, Glimmer i Peete. Świat powoli zanika. Staram się utrzymać otwarte oczy, ale to staję się coraz trudniejsze. Nie mogę zasnąć. Muszę wstać i iść dalej. Muszę wygrać. Staram się podnieść, ale każdy ruch tylko wzmaga ból. Powoli wszystko ciemnieje, a ja zasypiam. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam jest głos, wołający mnie po imieniu i dotyk czyjejś dłoni na moim policzku. Później jest tylko ciemność.
______________________________________________________________
Pisane na szybko, gdyż chciałam, abyście dzisiaj mieli rozdział, bo nie mam zielonego pojęcia kiedy kolejny. Mam szlaban na komputer. Oczywiście postaram się pisać w szkole, ale nic nie obiecuję :*

niedziela, 29 września 2013

Rozdział 24

                    Łzy spływają mi po policzku i pierwszy raz dziękuję za to, że jest ciemno. Przynajmniej nie muszę dławić uczuć. Z każdym krokiem, oddalającym mnie od Cato tracę nadzieję, że chłopak przybiegnie za mną. Tak bardzo chciałabym móc wtulić się w jego silne ramiona, poczuć jego ciało złączone ze mną, zatopić się w pocałunku, ale wiem, że nie mogę. To arena, a ja skazałam się na pewną śmierć odchodząc od nich. Nagle czuję jak ziemia osuwa mi się pod stopami. Upadam na plecy i ześlizguję się. Nagle zanurzam się pod wodę.Tracę oddech. Moje płuca wypełniają się wodą. Ciało rozrywa ból. Staram się wypłynąć na powierzchnię, ale nie wiem gdzie znajduje się granica między wodą, a powietrzem. Przerażona szamoczę się, ale macki zimnej cieszy ciągną mnie w dół. Nagle widzę jakoś dłoń wyciągniętą w moją stronę. Łapię ją i czuję, że ktoś otula mnie ramionami. Podnoszę wzrok, mając nadzieję ujrzeć blond czuprynę i błękitne tęczówki. Widok mnie jednak dziwi.Chłopak nie jest Cato, ani nawet Marvel'em. Przed sobą mam chłopaka z Czwórki. Zauważam, że jest ubrany w suche ubranie. Bez zastanowienia łapię nóż i wbijam go w jego serce.
Zmieniam ubranie i otulam się w ciepły materiał. Nagle słyszę kroki za sobą.Odwracam się gwałtownie i wstrzymuję oddech niepewna tego co mnie czego. Delikatny blask ognistych płomieni oświetla cień między drzewami. W ostatniej chwili chowam się za jednym z ogromnych drzew. Przez swoją nieostrożność zahaczam nogą o korę. Syczę z bólu. Czuję jak z rany powoli wypływa krew.
                   Cięciwa rozcina mi skórę, a ja cierpliwie wyjmuję kolejną strzałę. Naciągam cięciwę i cicho oddycham. Wraz z wydechem wypuszczam kolejną. Czuję ból w ręce, ale się nie poddaję. Przez chwilę staję spokojnie i rozglądam się po ogrodzie. Czarne różowe wspinające się po płocie, dodają mi wiary w moje możliwości.Chcę kolejny raz naciągnąć cięciwę, gdy pochodzi do mnie mama.
- Już daj spokój, maluchu. - mówi z uśmiechem. - Należy Ci się duża porcja lodów.

                  Ból jest tak samo okropny jak wtedy, ale powstrzymuję się przed sprawdzeniem stanu skaleczenia, gdyż to mogłoby zdradzić moją pozycję. Schylam się, aby gęste gałęzie krzew.ów również stanowiły moją kryjówkę. Przyglądam się jak głuche kroki i delikatne światło prowizorycznej latarni, zmienia się w kontury czterech postaci. Ku moim niezadowoleniu, a zarazem szczęściu okazuje się, że to "moja" drużyna. Cato prowadzi grupę, a Kochaś jak zwykle idzie na końcu. Gdy zauważają ciało trybuta coś w twarz Catona zmienia się. Nie potrafię rozczytać nic z tego wyrazu, ale znam przynajmniej ich intencje. Szukają mnie. Glimmer zdecydowanie nie jest tym zadowolona. W sumie nie dziwię jej się. Przecież facet, w którym się zadurzyłam kocha inną. Mała cząstka mnie chce wyjść i uśmiechnąć się do nich, jednak mam swoją godność. Nie pokażę, że jestem słaba. Muszę udowodnić, że dam sobie radę bez nich. Nawet jeśli stanę się ich głównym celem. Nogi mi drętwieją, ale nie mam odwagi wykonać nawet najmniejszego ruchu. Czwórka trybutów pochyla się nad ciałem badając co stało się ofierze. Dziwi ich jego nagość i moje mokre ubrania porozrzucane obok. Mam Cato na wyciągnięcie ręki. Wiem, że jeśli wyjdę, on bez problemów mnie przyjmie. Mimo tego nie ruszam się, a oni mijają mnie bez świadomości mojej obecności.
____________________________________________________________Dwa rozdziały jednego dnia, a może powinnam powiedzieć nocy? Jak widać Clove nie ma zamiaru wrócić do swojej grupki...przynajmniej nie w tym rozdziale...najbliższy rozdział w  poniedziałek? Mam taką nadzieję...a i mała informacja dla kochanej hejterki, która napisała do mnie na e-mail: Ja naprawdę nie potrzebuję Cię jako czytelnika. Mam innych, więc łaskawie przestań mi doradzać usunięcia bloga. To tyle ode mnie :) A do moich słonek mam pytanie...podoba się Wam nowa lista piosenek?

sobota, 28 września 2013

Rozdział 23

                          Siedzę oparta o drapiącą korę wielkiego, starego drzewa. Przyglądam się płomieniom ogniska tańczących z delikatnym wiatrem. Ogień. To ognia od zawsze potrzebowałam. Od początku były mi potrzebne te parzące języki, aby wypalić wszystkie uczucia. Czemu dopiero teraz to zrozumiałam? Czemu tak późno? Moje przemyślenie przerywa jakiś ruch w koronie drzewa na przeciwko. Dyskretnie unoszę oczy i zauważam czarną czuprynę, świetnie skrytą w otoczonych ciemnością liściach. Tylko jedna osoba, może nas obserwować i bez żadnych problemów chodzić po cienkich gałęziach, nie ryzykując ich złamania. Rue. Ściskam w dłoni jeden z mniejszych noży i udaję, że zasypiam tak jak reszta grupy. Spod lekko uchylonych powiek, widzę jak dwunastolatka cicho zeskakuje na ziemię. Zaskakuje mnie delikatność i płynność jej ruchów. Dziewczynka cichutko pochodzi do jednego z naszych plecaków wypełnionych żywnością i wodą. Wstaję najciszej jak potrafię i podchodzę do niej od tyłu. Broń ciąży mi w ręce, kiedy odbijam się od usłanej liśćmi ziemi, łamiąc przy tym małą gałązkę. Rue odwraca się w moją stronę i chce uciec, ale przygniatam ją swoim ciężarem. Jej drobne ciałko wije się pode mną, ale nie ma żadnych szans w porównaniu z moją wagą. Chcąc jak najdłużej delektować się jej strachem, najpierw ucinam kilka kosmyków jej ciemnych włosów. Chcę rozciąć jej małe czoło, gdy czyjeś silne ręce stawiają mnie na nogi, a następnie rzucają na zimną ziemię. Wstaję zdezorientowana i wpatruję się w plecy biegnącej dziewczynki.
- Kompletnie zwariowałeś?! - wrzeszczę do Peety. - Prawie ją miałam!
Swoim krzykiem budzę resztę. Zdezorientowani spoglądają jak rzucam się na Kochasia. Ogarnia mnie furia, tak czysta, że przeraża mnie samą. Czubek ostrza kieruję prosto w serce. Chcę, aby przeszło między żebrami i zabiło zdrajcę. Zanim jednak nóż dotyka ciała blondyna, ktoś znowu stawia mnie na nogi i mocno obejmuje ramionami. Nasze ciała idealnie do siebie pasują. Nie muszę odwracać głowy, aby wiedzieć kto mnie ściska. Nagle Cato odwraca mnie twarzą do siebie i uderza rozłożoną dłonią w policzek. Czuję pulsujący ból. Przykładam lodowatą dłoń do skóry. Nie tylko uderzenie boli, ale sama perspektywa tego, że ktoś tak bliski mojemu sercu mógł mnie skrzywdzić. Sercu? Znów słyszę ten szyderczy głos. Ty nie masz serca. Jesteś tylko durną marionetką. Spoglądam w jego oczy. Zdrada pali.
- Jak śmiesz go atakować? - jego głos dociera do mnie jak zza ściany mgły. - On nam pomaga!
Podnoszę podbródek do góry i staję w swojej własnej obronie.
- Mogłam ją zabić, a on mi przerwał.- mówię spokojnie, choć w środku jestem niczym huragan emocji.
Cato przygląda mi się przez chwilę, próbując cokolwiek odczytać z mojej twarzy. A ja nie ukazuję nic. Staram się być jak tajemnica, której nie potrafi nikt rozwikłać.
- To jeszcze nie powód, aby próbować go zgładzić. - szepcze.
Nie odpowiadam tylko wspinam się na palce i pod wpływem emocji całuję go prosto w usta. Jego dłoń dotyka policzka, ale tym razem delikatnie go pieści. Szybko przerywam pocałunek i ostatni raz spoglądam w jego błękitne oczy. Wymijam go, chwytam za jeden z plecaków z zaopatrzeniem i resztę noży. Zatrzymuję się na skraju krzaków i pragnę coś powiedzieć, ale nie wiem co. Zrezygnowana tylko kręcę głową i znikam w ciemnym lesie.
 Wake up, it's time, little girl, wake up
All the best of what we've done is yet to come
Wake up, it's time, little girl, wake up
 Just remember who you are in the morning

__________________________________________________________
Rozdział krótki, ale chodziło mi głównie o emocje Clove. Cztery końcowe linijki to trochę zmodyfikowany tekst piosenki Ryan'a Star'a "Losing your memory". Do następnej notki :)

czwartek, 26 września 2013

Rozdział 22

                                       Przedzierając się przez rozrosłe krzewy, starałam się mieć na widoku przynajmniej jedną osobę z grupy. Stawiam delikatne kroki, aby nie wydawać żadnych dźwięków. Ostatnie promienie słońca przebijają się pomiędzy gałęziami pełnymi liści i igieł. Zapach lasu otacza mnie z każdej strony. Nagle dostaję czymś w twarz i odskakuje do tyłu. Ktoś mnie łapie, zanim uderzę się o ziemię. Powoli otwieram oczy i widzę średniej długości gałązkę drzewa iglastego. najpewniej sprawczynie całego zajścia. Przecieram ręką twarz i staję pewnie na nogi. Odwracam się, aby podziękować mojemu wybawcy. Robię zwrot i staję kilka centymetrów przed Marvel'em. Nasze twarze oddziela naprawę mała odległość.
- Dzięki. - szepczę cicho, spoglądając w jego oczy.
Przez chwilę stoję nieruchomo, ale po chwili chłopak wyciąga w moją stronę rękę i chwyta mnie delikatnie za dłoń. Zdezorientowana jedynie patrzę na niego. Już po chwili brunet ciągnie mnie w stronę Glimmer i Cato. Uśmiecham się, gdy zauważam minę blondyna. Udaje bezinteresownego, ale w jego oczach widzę złość. Wyraźnie wkurza do obecność trybuta z Jedynki. Chcą się z nim podrażnić, pozwalam Mavel'owi pomóc mi przejść przez mały strumyk.
- Dzisiaj zachowujesz się jak gentlemen. - zauważam.
Na jego twarz pojawia się szczery uśmiech.
- A wątpiłaś panienko, że kiedykolwiek nim nie byłem? - pyta kłaniając mi się.
Nagle zrywa kwiatek rosnący na ziemi i podaje mi go.
- Czy mogę prosić do tańca? - w jego głosie słychać wyraźny akcent mieszkańca Kapitolu.
Ledwo powstrzymuję śmiech, gdyż nie chcę, aby nasi przeciwnicy nas usłyszeli. Kręcę tylko głową z rozbawieniem i ruszam ponownie za resztą grupy, ale czuję na sobie czyjeś spojrzenie. Odwracam momentalnie głowę i zauważam, że Peeta przygląda mi się z zagadkowym spojrzeniem. Wpatruję się w niego, póki ten nie odwraca wzroku. Może i się za nim wstawiłam, ale to nie znaczy, że zapomniałam kim jestem. Przedzierając się między gałęziami, dobiega nas odgłos łamanej gałązki. Przez kilka sekund jestem pewna, że to piekarzyna, ale odgłos powtarza się. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenia z resztą zawodowców i wyciągam dwa ostrza. Cicho idziemy w stronę hałasu. Nagle przykucam przy końcowej linii drzew. Na małej polance siedzi skulona trybutka z Trójki. Z uśmiechem morderczyni wychodzę ze swojej dotychczasowej kryjówki, a w ślad za mną idzie reszta grupy. Jej przerażone oczy przenoszą się z  jednej twarzy na drugą. Słyszę jak Glimmer wyjmuje strzałę z kołczanu, ale Cato powstrzymuje ją jednym ruchem dłoni. Nie. Nie taka jest nasza taktyka. Musimy pokazać jak dużo możemy znieść i jak bardzo łakniemy krwi. W ten sposób kapitolińczycy jeszcze bardziej nas pokochają.
- Clove. - słyszę spokojny głos przyjaciela. - Zaczniesz?
Z uśmiechem wychodzę do przodu i kucam przy niej. Dziewczyna chce się podnieść i uciec, ale wbijam jej nóż w rękę. Sparaliżowana przez ból brunetka zostaje na miejscu. Wyjmuję z jej ciała ostrze i przybliżam do twarzy. Kreślę końcówką cienkie linie, układające się w kształt oczy. Jej brązowe oczy są wlepione we mnie, a ja przez jedną chwilę czuję niepewność. Wściekła przecinam jej skórę od czoła, przez nos, aż do brody. To do czego doprowadza mnie ta dziewczyna jest niedorzeczne! Otwieram szeroko jej usta i rozcinam powierzchownie dziąsła. Z jej gardła wyrywa się krzyk bólu. Tak niewyobrażalnie głośny, że jestem pewna, iż jest dobrze słyszalny na całej arenie. Moje serce przepełnia ból i rozpacz, nad tym kim się staję, ale dalej wykonuję swoje zadanie z bezinteresowną miną. Nacinam język w kilku miejscach, jakby był jedną z kiełbasek na grilla. Krew sączy się po jej wargach, jak sok wypływający z ust. Do gardła podchodzi mi śniadanie i przez chwilę chcę uciec w krzaki  i pozwolić mu ponownie ujrzeć światło dzienne, ale wiem, że reszta patrzy uważnie na mnie i nie mogę się złamać. Nie na ich oczach. Nie na oczach sponsorów. Jakiś cichy głosik w mojej głowie, karze mi przestać. Zatrzymać dłoń i pozwolić dziewczynie przeżyć, ale moje ciało nie reaguje, na moje polecenia, tylko dalej okalecza ciało trybutki. Kończąc okaleczać twarz, rozcinam jej ubranie i wbijam nóż kilka razy w jej drugie ramię. Krzyki są coraz słabsze, a kałuża krwi na ziemi powiększa się z każdą sekundą. Chcę krzyczeć, skulić się na ziemi i zapomnieć to wszystko, ale nie mogę. Czuję się, jakby ktoś inny miał panowanie nad moim ciałem. Już mam rozciąć skórę klatki piersiowej, kiedy na swoim ramieniu czuję silną dłoń.
- Glimmer, Marvel. - zwraca się do sojuszników. - Wykończcie ją.
Chłopak pomaga mi wstać i odciąga kilka metrów od ciała. Dopiero wtedy udaje mi się w pełni zobaczyć to co zrobiłam. Ciało brunetki pełne jest rozcięć i nieraz głębokich ran. W środku jestem przerażona, ale wiem, że na moje twarzy gości uśmiech zadowolenia. Zwykła maska stworzona z kłamstw. A może kłamstwem jest moje serce? Moim umysłem przez kilka sekund włada ta myśl, ale przemija gdy spoglądam w niebieskie jak tafla wody oczy Cato. Blondyn przygląda mi się uważnie.
- Co to miało być? - pyta spokojnie. - Mało jej nie wykończyłaś.
Prycham cicho i podnoszę brodą wyzywająco.
- A co? - pytam. - Tak ciężko patrzeć na czyjąś śmierć?
Sama siebie nie poznaję. Gdzie się podziała ta zakochana dziewczyna? Nastolatka, która nie była pewna swojej wygranej? Przyglądam się jego zaciśniętej szczęce. Co dziwne w jego oczach nie widzę furii, ale smutek.
-Tak. - szepcze na tyle cicho, aby nikt oprócz mnie nie mógł tego usłyszeć. - Tak ciężko patrzeć na twoją śmierć.
Cato odwraca się na pięcie i odchodzi. Nie spuszczam z niego wzroku.
Clove. Stałaś się potworem. mówi jakiś cichy głosik w mojej głowie.
_________________________________________________________
Wiem ile czekaliście i przepraszam, ale obowiązki mnie przytłaczają. Jestem 3 klasie gimnazjum i oprócz dużej ilości nauki, mam często treningi jeździeckie i na domiar złego moja siostra wyjechała i sama muszę się zająć domem. Nie obiecuję, że rozdział będzie w ten weekend, bo pisanie zajmuje trochę czasu. Nie chcę zawieszać bloga, jednak wiem, że nie mogę mu poświęcać tyle samo czasu co wcześniej. Nie odchodzę, ale musicie liczyć się z tym, że będziecie musieli trochę poczekać na następny rozdział. Proszę, dajcie mi na to jakiś tydzień.

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 21

Specjalna dedykacja dla Weroniki. Jeszcze raz 100 lat :)
                                       Promieni słoneczne odbijające się od srebrnej konstrukcji Rogu Obfitości, utrudniały dokładne zorientowanie się co kryją jego zakamarki.
- Siedemdziesiąte Czwarte Głodowe Igrzyska uważam za otwarte. - powtarzam za donośnym głosem Claudiusa Templesmitha, głównego organizatora igrzysk.
 Rozejrzałam się po polanie. Z jednej strony, dokładniej po mojej prawej roztaczał się piękny, bujny las rzucający cienie na polane. Na przeciw mnie, za srebrną konstrukcją rozciągało się pole ze zbożem na tyle wysokim, że nawet Cato skryłby się tam bez większych problemów. Kończąc się w idealnej linii rośliny oddawały miejsce dla krystaliczno czystego jeziora. Spojrzałam na tarczę, aby zorientować się ile czasu mi jeszcze zostało. 30 sekund. Na platformach wyszukuję moich sojuszników. Cato i Glimmer przygotowują się do biegu, za to Marvel rozgląda się po twarzach trybutów. Gdy wychwytuje moje spojrzenie, uśmiecha się i wskazuje na coś leżącego na ziemi. Zawiniątek znajduje się kilka metrów ode mnie i od razu wzbudza moje zainteresowanie. Zestaw noży jest tym czego potrzebuję. Idealna broń, idealne miejsce, idealna trybutka. Wiedzieli co zrobić, aby mieć krwawy początek. 10 sekund, a ja powoli przygotowuję się do biegu. 5 sekund, skupiam się na zestawie. Nagle na arenie rozbrzmiewa gong. Jak w transie poruszam nogami. Gdy już złapać za pakunek, ktoś inny zgarnia go dla siebie. Z furią wpadam na tą osobę i podczas szamotaniny rozpoznaję w niej trybutkę z Czwórki. Unieruchamiam dziewczynę i chwytam za pobliski kamień i bez oporów z całej siły opuszczam go na jej głowę otoczoną prze bujne, blond włosy. Trzask łamanej czaszki przyszywa moją głowę, a krew rozpryskuje się i brudzi mój strój. Nie przejmuję się tym, tylko chwytam za noże i rozglądam się w poszukiwaniu nowych ofiar. Nagle wśród tłumu innych trybutów, miga mi warkocz Everdeen. Kolejny raz dzisiaj zmuszam mięśnie do ruchu. Biegnę, przepycham się wśród innych. Czasami, gdy jakiś uciekający dzieciak staje mi na drodze, wbija, największe ostrze w najgroźniejsze miejsce. Mogłabym się zatrzymać i ich szybko pozabijać, ale najpierw muszę rozprawić się z Dwunastką. Nagle znowu ją zauważam. Dziewczyna biegnie w stronę lasu. Na ramię narzuciła jaskrawopomarańczowy plecak. Gdy jest kilka metrów od linii pierwszych drzew, rzucam jeden z noży. Ostrze smuga ją w szyję. Bliska upadku brunetka odwraca się w moją stronę. Jej wzrok wychwytuje mnie, a wtedy na jej twarzy widzę przerażenie. Z uśmiechem wyjmuję kolejny egzemplarz broni,  mój cel już znika w krzakach. Chce za nią biec, ale ktoś mnie woła.
- Clove! - głos Marvel'a wyrywa mnie z transu.
Przez chwilę mam ochotę go zignorować i zanurzyć się wśród bujnych gałęzi drzew, dy gonić Katniss.
- Clove!
Odwracam się na pięcie i przyglądam sytuacji. Błyskotka dorwała się do łuku i stara się zastrzelić przeciwników, Cato gnębi rudowłosego trzynastolatka, a Marvel odcina głowę dla chłopaka z siódmego dystryktu. Dwójka trybutów stara się wyjść z Rogu Obfitości. Biegnę w ich stronę. Nie mogę pozwolić, aby ktokolwiek oprócz nas miał zestaw broni. Jeden z trybutów wpada na mnie i przewraca się na ziemie. Wypuszcza z ręki miecz, a ja go chwytam. Nie jest to może moja ulubiona broń, ale dobrze nadaje się do zadawania śmiertelnych ciosów. Siadam na chłopaku, krępując jego ruchy. Przykładam mu zimne ostrze do szyi.
- Błagam nie. - szepcze błagalnie nastolatek, a po jego policzku spływa  łza.
Wydaje się być w moim wieku. Jego włosy są koloru piaskowego brązu. Jest przystojny, ale nie mogę go puścić. Jak to sobie wyobraża. Przecież jesteśmy na arenie. Z udawaną bezinteresownością, powoli odcinam mu rękę. Gdy docieram do kości, wyjmuję z jego delikatnego ciała miecz i wpycham między żebra. Prosto w serce. Przez cały czas patrzę w jego piwne oczy. Wystrzał armatni, informuje mnie, że nastolatek nie żyje. Przełykam ślinę i ze sztucznym uśmiechem mordercy, wstaję. Tak wiele razy musiałam udawać bezlitosną dziewczynę, że jestem pewna, iż tylko ja wiem o tym udawaniu. Rozglądam się po arenie i jeden z widoków powoduje, że wybucham śmiechem. Zajęci dotąd sprawdzaniem zawartości Rogu, Marvel i Cato, spoglądają na mnie, a ja nadal patrzę na Glimmer, której blond włosy zaplątały się w gałęzie. Dziewczyna stara się je wyplątać z uścisku mocnych gałęzi, ale nie idzie jej za dobrze. Do mojego śmiechu dołącza rozbawiony głos Marvel'a.
- Potrzebujesz pomocy? - krzyczy do blondynki.
Słyszę jego kroki wśród trawy, gdy podchodzi do mnie. Właśnie popełnia straszliwy błąd. Każde spotkanie jego nogi i ziemi powinno być niesłyszalne, aby przeciwnicy nie zorientowali się o naszej obecności.
- Kto jej pomaga? Ty czy ja - szepcze do mnie.
Pstrykam go w ramię i zwracam w stronę rogu.
- Ja wyrwałabym jej wszystkie kudły. - stwierdzam, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
Idę w stronę Cato, wpatrzonego we mnie. Spokojnym krokiem przechodzę między ciałami licząc. Jeden, trzy, pięć. Udało mi się naliczyć 8 osób. Mało. Za mało. Jednak dzień się jeszcze nie skończył.
Wchodzę między ściany srebrnej konstrukcji i wreszcie przestaję udawać. Wiem, że jestem poza zasięgiem kamer. Zawsze środek rogu jest poza ich zasięgiem.
- Jest coś ciekawego? - pytam blondyna.
Zamiast odpowiedzieć, podchodzi do mnie i wyciera mi z policzka kilka kropel prawie zaschniętej krwi.
- Trochę broni, jedzenia, bidonów. Szybko nie umrzemy. - odpowiada.
Jego ciepłe dłonie otulają moją twarz. Jego usta przyciskają  się do mojego czoła. Zamykam oczy i marzę o tym, aby pozostać w tym miejscu, tu i teraz. Wiem jednak, że nie mogę.
                                                                               ***
                                        Siedzę na ziemi, plecami opierając się o budowle rogu. Promienie słońca grzeją moją skórę.
- Myślę, że nie mogli daleko odejść. - stwierdza Glimmer.
- Cóż za błyskotliwa uwaga. - rzucam kąśliwie.
Dziewczyna wlepia we mnie złowrogie spojrzenie i już otwiera usta, aby mi odpowiedzieć, ale przerywa jej dźwięk kilku lekkich uderzeń o metalową konstrukcje. Wszyscy zgodnie odwracamy się w kierunku, z którego dobiega odgłos. Przed nami w pełnej okazałości staje Peeta.Na ten widok rozluźniam się i siadam na swoje miejsce, gdyż chłopak nie jest żadnym zagrożeniem.
- Pomogę Wam wytropić Katniss. - proponuje.
Glimmer spogląda na niego i mówi zaczepnie:
- Myślisz, że to wystarczy, abyśmy pozwolili Ci do nas dołączyć?
Uśmiecham się pod nosem.
- I mówi to pierwszy w historii zawodowiec, który dostał taki sam wynik, jak dzieciak z Dwunastki. - stwierdzam i patrzę na taflę wody. - Naprawdę mądre.
Dziewczyna chwyta za jeden z mieczy i podchodzi do mnie. Przykłada mi ostrze do gardła. Patrzę na nią z politowaniem.
- To miało mnie wystraszyć? - pytam rozbawiona.
Dziewczyna kreśli na moim gardle. Cienką linię i patrzy na mnie z zadowoleniem. Dwoma palcami dotykam rany. Wyczuwam pod skórą kilka małych kropelek krwi. Skaczę na zdezorientowaną blondynkę. Unieszkodliwienie jej nie zajmuje mi dużo czasu. Dziwi mnie jednak, że ani Marvel, ani tym bardziej Cato nie próbuję mnie mnie powstrzymać. Jedną dłonią przytrzymuję jej ręce przy ziemi, a drugą zatykam usta.
- Jeszcze jedna taka sztuczka, a przekonasz się, że z trybutami z Dwójki się nie zadziera. - mówię groźnie.
Puszczam ją i chwytam za wyciągnięta dłoń Marvel'a. Wstaję, specjalnie kopiąc jedną nogą w bok Błyskotki.
- Nie wiem jak wy, ale uważam, że Kochać może być przydatny.
 ________________________________________________________
Rozdział krótki, ale naprawdę mam coraz mniej czasu. Jestem zdania "ważne, że jest". Dziękuję Wam, że jednak nie zrezygnowaliście z mojego ff o Clove. Kocham Was ludziki :*

poniedziałek, 2 września 2013

WAŻNE OGŁOSZENIA PARAFIALNE

Notka miała być w niedziele na 100% niestety zdarzyły się ważniejsze sprawy i nadal jej nie ma. Obiecuję, że pojawi się w następny weekend, ale nie sądzę, że wcześniej, bo będę siedzieć do 16 w szkole, a końmi też trzeba się zająć... Postaram się to zrobić jak najszybciej, ale ostatnio, aby pisać Clove muszę zarywać noce, a uwierzcie mi niezbyt  ładnie wyglądam z fioletowymi worami pod oczami.

Skoro już o info o nowym rozdziale wyjaśnione to pozostaje jeszcze kilka informacji.
Dnia 2 września rozpoczął się nowy rok szkolny i dlatego cieszę się, że w końcu wpuściłam ich na arenę. Do szkoły przybyły nowe dzieciaki i wrócili znienawidzeni nauczyciele, więc będę ich wyobrażać sobie jako trybutów *złowrogi śmiech*.

Dnia 1 września, zadałam sobie pytanie... "Co takiego ktoś może widzieć w moim blogu"...dlatego jeśli możecie, proszę Was, abyście napisali mi w komentarzu odpowiedź na pytanie "Co takiego jest w mojej wersji przygód Clove, że tu wracacie" oraz na "Co byście zmienili, jeślibyście byli na moim miejscu".

Notatka ulegnie zniszczeniu w dniu opublikowania nowego rozdziału.

Dzięki za zrozumienie,
Clove :*