niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 20

                                      Nóż wbił się w manekina bez problemu. Chwyciłam za kolejne ostrze, kiedy dobiegł mnie głos Glimmer.
- Co macie zamiar przedstawić przed organizatorami? - spytała.
No tak. Dzisiaj ostatni dzień treningów, co oznacza również pokaz przez organizatorami.
- To co mi wychodzi najlepiej. - w głosie Cato nie ma  żadnych emocji. - Mam zamiar skrzywdzić kilku instruktorów.
Kolejny nóż wbija się prosto w serce, a ja czuję czyjś oddech na szyi.
- Nie tak brutalnie. - Odwracam głowę i spoglądam w oczy Marvel'a. - Chyba nie chcesz nikogo zabić.
Podnoszę brwi do góry.
- Czemu by nie? rzucam wymowne spojrzenie na przymilającą się do Catona blondynę.
Chłopak śmieje się i klepie mnie przyjacielsko po ścianie.
- Pomożesz mi z nożami? Nigdy nawet nie próbowałem.
Kiwam głową i do obiadu udaje mi się go nauczyć kilkunastu sposobów rzutów. Trzeba przyznać, że jest pojemnym uczniem.
                                                                               ***
                                       Siedzę na ławce z brodą opartą  na kolanach. Występy trwają już 20 minut. Przed 5 minutami weszła Glimmer. Jeszcze tylko Cato, a później już tylko ja. Nie rozmawiam z chłopakiem. Nie czuję się na siłach. Zamiast tego wciskam dłoń w jego silne palce. Nasze oczy spotykają się na dłuższą chwilę.
- Cato Hadley. - damski głos wywołuje go.
Blondyn wstaje i rozdziela nasze złączone dłonie.
- Powodzenia - szepcze cicho i odchodzi.
Już ma wyjść, gdy zrywam się z miejsca i rzucam mu się na szuję. Nie przejmuję się innymi trybutami. nawet nie wiem czy zwrócili na nas uwagę. Cato całuje mnie szybko w szyję i stawia na ziemi. Drzwi się rozsuwają i blondyn znika. Po kilku sekundach odwracam się na pięcie i widzę kilka twarzy zwróconych we mnie. Wśród nich są trybuci z Czwórki, których imion nawet nie znam, Tresh i Peeta Mellark. Rzucam im wszystkim złowrogie spojrzenia i z pewnością siebie siadam na swoim miejscu. Nie mam pojęcia ile czasu mija, zanim wywołują mnie.
- Clove Leland. - czuję jak moje serce przestaje bić.
Przełamuję się i z uśmiechem kroczę ku sali treningowej. Żałuje, że nie ma mi kto powiedzieć "Powodzenia". Zaciskam pięści i kieruję się ku stanowisku z nożami. Nie przejmuję się poinformowaniu organizatorów, że już jestem, gdyż czuję na sobie ich spojrzenia. Chwytam za kilka noży. I rzucam. Z każdym ostrzem staram się pozbyć jakiegoś uczucia. Złość. Nienawiść. Niezrozumienie. Miłość... tak. Jej też muszę się pozbyć. Nie ma dla niej miejsca na arenie.
- Dziękujemy. - z transu wybudza mnie głos Senecki Crena.
 Spoglądam na głównego organizatora igrzyska i składam uroczysty ukłon. Rzucam przelotne spojrzenie na manekina. Noże wystają z serca, brzucha, głowy i szyi. Wcześniej nawet nie zwróciłam uwagi, gdzie rzucam, wystarczyło mi, że trafiałam w kukłę. Wychodzę równie dumnym krokiem i zmierzam do windy, która zabierze mnie do naszego apartamentu.
                                                                               ***
                                       Melissa włącza telewizor, a naszym oczom ukazuje się Caesar Flickerman. Tłumaczy wszystkim na czym polegały ostatnie trzy dni. Gdy w końcu przechodzi do konkretów, przestaję się bawić frędzlem od poduszki.
- Z Dystryktu Pierwszego, Marvel. - szpera po kartkach leżących przed nim - uzyskał punktów 9.
Jak na 12 maksymalnych nie jest tak źle. Zwłaszcza, że w ciągu siedemdziesięciu czterech lat istnienia igrzysk nikt nie zdobył maksymalnego wyniku.
- Glimmer zdobyła punktów 8. - ogłasza następnie.
Chce mi się śmiać. Pewnie im pokazała jak strzela z łuku.
- Cato z Dystryktu Drugiego osiągnął wynik 10 punktów.
Spoglądam z uśmiechem na blondyna. Cieszy się, choć miał nadzieję na więcej. Melissa oraz styliści wygłaszają zachwyt nad liczbą uzyskanych przez niego punktów.
- Wynik Clove to - Caesar zawiesza głos na kilka sekund, które dla wydają się wiecznością.- 10.
Spoglądam na  mężczyznę. Czy on właśnie powiedział, że zdobyłam 10? Z udawaną bezinteresownością dziękuję wszystkim za gratulacje. Inni trybuci osiągają mizerne wyniki w przedziale od 3 do 6. Dopiero Tresh zwraca moją uwagę uzyskując 9. Tak samo jak Marvel i lepiej od Glimmer. Zaczynam żałować, że nie udało nam się go przekonać do sojuszu. Dwunastolatka z jego dystryktu zdobyła 7. Ciekawe co mała mogła pokazać.
- Z Dystryktu Dwunastego, Peeta Mellark zdobył 8 punktów!
Ledwo skończył to zdanie, a ja zaczęłam się śmiać. Nie z powodu tego, że osiągnęłam lepszy wynik, ale dlatego, że miałam sposób na wkurzenie Glimmer. Następna wiadomość sprawiła jednak, że w sekundę zamiast radości, moje ciało zaczął opanowywać złość.
- Czy on? - spytałam zebranych. - Czy on...Ona zdobyła 11 punktów?!
Odpowiedziała mi grobowa cisza. Wściekła kopnęłam szklany stolik, który przewrócił się i rozbił. Nie! Tak nie może być! Ona nie może być lepsza ode mnie! Nie tym razem! Szybkim krokiem wstałam i nie przejmując się rozwalonym szkłem przeszłam do swojej sypialni.
                                                                               ***
                                        Gdy obudziłam się, zdałam sobie sprawę, że nie słyszałam jak Melissa budzi mnie na śniadanie. Spojrzałam na zegar, wiszący naprzeciwko łóżka. Według jego wskazówek właśnie dochodziła jedenasta. Przetarłam oczy i zmusiłam mózg do pracy. Czy opiekunka coś mówiła o dzisiaj? Nie. Nie wydaje mi się. Zrzucam kołdrę i bez porannej toalety wychodzę z pokoju. Kieruję się do kuchni, z myślą, że na mnie czekają. Jedyna osoba to Cato, na którego wpadam w wejściu do jadalni. Cofam się do tyłu i mało co nie upadam, gdyż zapomniałam o stopniu znajdującym się kilka centymetrów za moimi stopami. Chłopak łapie mnie za ramię i stawia do pionu.
- Dzięki. - wyjmuję ramię z uścisku jego ciepłych dłoni. - Gdzie się wszyscy podziali?
Prześlizguję się między nim, a ścianą. Siadam na blacie stołu i zrywam kilka winogron.
- Nie wiesz, że to niekulturalnie siadać na stole? - pyta z rozbawieniem
Wzruszam ramionami i rozgryzam jeden z dorodnych owoców.
- Gdzie? - czuję, że nie muszę kończyć, aby zrozumiał o co mi chodzi.
- Mamy dzisiaj wywiady i powiedzieli, że mamy wolne do 16, kiedy mamy się spotkać ze stylistami. - odpiera. - A i na wywiadzie mamy iść na żywioł.
- Żywioł? - pytam, gdy przełykam następny z owoców.
 Chłopak opiera się o ścianę i dopiero wtedy odpowiada.
- No wiesz ogień, woda, ziemia, powietrze.
Chwytam za talerz, na którym ktoś ułożył dorodną kiść winogron. Zeskakuje z blatu i gdy przechodzę bok chłopaka, on wystawia ramię, aby mnie zatrzymać, a następnie przytula.
- Jakie planu na ten czas? - pyta z twarzą w moich włosach.
- Telewizja. - stwierdzam.
- Mogę się dołączyć?
Przez chwilę myślę o wczorajszym pokazie przed organizatorami. O ciężarze noża w mojej dłoni, o kukle...o uczuciach.
- Nie. - odpowiadam i wyślizguję się z objęć blondyna.
Mimo moich słów, chłopak i tak idzie za mną do salonu i zabiera pilot, a gdy próbuje wstać przyszpila mnie do kanapy.
                                                                               ***
                                         Pięć godzin mija jak z bicza strzelił. Co jakiś czas kłócimy się o to, kto ma przynieść nową porcję owoców lub o kanał, który mamy wybrać. Przez te kilka chwil czuję się jak za dawnych czasów, kiedy byliśmy przyjaciółmi i zostawaliśmy sami w domu, bo rodzice gdzieś wyszli. Gdy tylko przychodzą Draco i  Hally, chcę im powiedzieć, aby sobie poszli, niestety nie mogę. Za dwie godziny będziemy odpowiadać na pytania Caesar'a przed całym Panem. Musimy się jakoś prezentować. Posłusznie schodzimy za stylistami do pokoi, gdzie mają się nami zająć. Po otwarciu drzwi, dziwi mnie brak ekipy przygotowawczej.
- Gdzie są dziewczyny? - pytam zdezorientowana. - Nie powinny zdzierać ze mnie kilku warstw skóry, jak przed paradą?
- Nie. - odpowiada mężczyzna, stojąc plecami do mnie. - Wystarczy makijaż i fryzura, ale to ja się tym zajmę.
- Siadaj. - ręką wskazuje krzesło stojące przed wielkim lustrem.
Ostrożnie siadam i bez jakichkolwiek niepewności poddaje się zabiegom pielęgnacyjnym.
                                                                               ***
                                          Tym razem zaczynają od dziewcząt, dlatego za niecałą minutę wchodzę na scenę. Stoję w korytarzu wraz z innymi, póki nie podchodzi do mnie dobrze zbudowany mężczyzna w garniturze. Podaje mi dłoń i prowadzi na miejsce, skąd mam wyjść. Prowadzący powoli żegna się z Marvel'em i nagle rozlega się dźwięk przyprawiający mnie o gęsią skórkę. Dźwięk, który oznacza koniec wywiadu chłopaka z Jedynki. Serce mi przyśpiesza, ale udaję opanowaną.
- A przed nami niezwykła dziewczyna. - przedstawia mnie Caesar. - Gorącymi oklaskami powitajmy Clove Leland!
Zanim wychodzę w zasięg widoku kamer, odwracam głowę i wychwytuję uśmiech Cato. Dumnym krokiem wychodzę na scenę.
- Witaj Clove. - głos mężczyzny jest przepełniony optymizmem. - Piękna kreacja.
Mam na sobie długą czerwonawą suknię, której normalnie nigdy bym nie założyła. Wiem, jednak czemu Draco wybrał ją. Strój idealnie podkreśla moje ciało.
- Och, dziękuję. - odpowiadam z szerokim uśmiechem. - Trzeba przyznać, że Draco, mój stylista ma wyczucie stylu.
Siadamy na wielkich fotelach. Utrzymuję uśmiech na ustach.
- Jak Ci się  podobały Ci się treningi? - pyta
Czyli od razu przechodzi do konkretów. Przybieram minę pomiędzy mordercą, a miłą nastolatką.
- Były świetnie. - chwalę, a po chwili dodaję - Ta cała broń, trenerzy, którzy nam pomagali. Czułam się niemal jak w domu.
Czuję, że robię dobrze, wychwalając to co mnie spotkało w Kapitolu. Ukazuję, że fascynuje mnie to, ale pokazuję również, że nie jestem słabą dziewczyną, jak wcześniej myśleli.
- Skoro już rozmawiamy o treningach to mam jedno pytanie. - Caesar patrzy mi w oczy. - Masz już obraną taktykę na arenę?
- Och, od dawna.
- Zdradzisz nam ją? - w jego głosie słyszę wyraźną nadzieję.
- Nie mogę zdradzać szczegółów, ale możecie spodziewać się widowiska. - mówię, choć na usta cisnął mi się inne, mniej przyjemne słowa.
- Nie mamy co do tego wątpliwości. - odpowiada uprzejmie. - Mam jeszcze jedno pytanie. Jak się czułaś, gdy wylosowali Cię w dniu dożynek?
Jak się czułam? Zdradzona, przestraszona, smutna.
- Wspaniale! - mówię zamiast tego. - Było to trochę niespodziewane, ale czułam się wyśmienicie. Przecież mogę przynieść chwałę swojemu Dystryktowi. Tyle osób, które znam o tym marzy, a to ja dostałam taką szanse. Zdecydowanie czułam się zaszczycona.
Nagle rozlega się brzęczyk, a prowadzący, delikatnie chwyta moją dłoń.
- Przed państwem Clove Leland z Dystryktu Drugiego. - wykrzykuje. - Czyż nie jest cudowna?
Publiczność odpowiada mu oklaskami i wiwatami. Schodzę ze schodów i siadam na fotelu obok Marvela.
- Niezła robota. - szepcze mi do ucha.
Uśmiecham się lekko w odpowiedzi. Chcę mu odpowiedzieć, ale w tej samej chwili Cato wita się z prowadzącym. Opieram się o oparcie fotela i uważnie słucham. Zadaje nam podobne pytania, ale jedno pytanie nie daje mi spokoju. Caesar próbuje się dowiedzieć czy Caton ma dziewczynę, która czeka na niego w domu. Przez chwilę blondyn patrzy na niego, a gdy już mam usłyszeć odpowiedź, brzęczek ogłasza koniec wywiadu.
                                                                               ***
                                           Wkurzona opadam na krzesło w jadalni i walę dłonią o blat stołu na tyle mocno, że zastawa się leciutko trzęsie.
- Dziewczyna, która igra z ogniem. - warczę wkurzona.
- Katniss zrobiła z siebie idiotkę. - stwierdza Cato. - Bardziej bym się martwił tym, że wyznanie chłoptasia przysporzy nam kłopotów.
Spoglądam na niego spod zmrużonych powiek. Wiem jednak, że ma racje. Wyznanie miłości może spowodować, że więcej sponsorów skupi się na Dwunastce. Jeszcze raz walę ręką w stół. Inni biesiadnicy nie reagują na to.
- Nie ma co się denerwować. - uspokaja nas Lyme. - Zabijecie tą Dwójkę już pierwszego dnia. Ta 11 nic nie znaczy.
Podnoszę na nią wzrok. Czy aby na pewno? Przecież takiej ilości punktów nie przyznają za nic wielkiego. Trzeba się nieźle napracować. Wkurzona, ale i zamyślona wpakowuję łyżkę zupy do ust.
                                                                               ***
                                           Przyglądałam się swoim dłoniom.  Były ubrudzone krwią i błotem. Na ziemi przede mną leżał nóż. Przerażona wstałam i rozejrzałam się po wielkiej łące. Wszędzie były ciała. Przechodząc obok nich, rozpoznawałam dobrze mi znanych trybutów. Mała Rue, Glimmer, Marvel, dziewczyna z piątki o rudych włosach, para z Czwórki, Everdeen, Tresh, chłoptaś. Wszyscy mieli gdzieś wbite noże. To w serce, to w szyje lub oko. Nagle usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się przybierając postawę obronną. Nie miałam żadnej broni, a walka wręcz nie szła mi dobrze. Stanęłam twarzą w twarz z Cato. Jego twarz była w krwi sączącej się z ran. W dłoni trzymał czysty miecz.- Cato. - wyszeptałam. Chciałam podejść i przytulić się do niego, ale nie mogłam zrobić kroku. Nie mogłam ruszyć się z miejsca. Byłam jakby przyczepiona do trawy rosnącej pod moimi stopami. Nagle uniosłam głowę i zobaczyłam jak ostrze miecza zanurza się w mojej klatce piersiowej. Krzyknęłam.                                                                                ***
                                            Słysząc pukanie do drzwi mojej sypialni, usiadłam na łóżku ciężko dysząc.
- Przyjdź na śniadanie. - powiedziała Melissa stając na progu. - Chyba nie chcesz głodna trafić na arenę.
To dzisiaj. Za kilka godzin rozbrzmi gong, rozpoczynający Głodowe Igrzyska.
- Nie, nie chcę. - odpowiadam przyglądając się kobiecie. - Tylko się umyję i już będę.
Opiekunka odwraca się na pięcie i znika w korytarzu. Szybko wstaję z łoża i w drodze do łazienki zrzucam z siebie ubranie. Zimna woda budzi moje zmysłu do życia, a truskawkowy żel pod prysznic pomaga mi się pożegnać z tą sypialnią. Puszysty ręcznik skutecznie pozbywa się kropel wody. W samej bieliźnie idę do szafy. Wybieram pierwsze jeansy na jakie natrafiam i ciemnozieloną bluzkę. W końcu później i tak mnie przebiorą. Przynajmniej tak sądzę. stojąc w drzwiach ostatni raz przyglądam się w pokoju, w którym spędziłam ostatnie cztery noce. Z cichym westchnieniem idę do jadalni. przez cały posiłek nikt się nie odzywa. Możliwe, że płatki czekoladowe są moim ostatnim porządnym posiłkiem, dlatego delektuję się każdym kęsem.
                                                                               ***
                                             Stoję przed kapsułą. Zamykam na chwilę oczy i się nie ruszam, póki damski głos nie informuje mnie, że pozostało 10 sekund. Robię krok i odwracam się w stronę Draco. Szklane ściany więzienia zamykają się, a stylista posyła mi krzepiący uśmiech. Przybieram twarz morderczyni, która nie może doczekać się swojej pierwszej ofiary. Nagle nastaje ciemność, a ja czuję jak wznoszę się do góry. Do moich oczu dociera lekkie światło. Pozostało mi 60 sekund.
________________________________________________
Musze przyznać, że o jeden dzień się spóźniłam, ale mimo choroby nie mam wolnego,  a napisanie tego mi trochę zajęło. Możecie podziękować dzieciakom, które hałasowały mi pod oknem przez całe dnie i zachęciły mnie do wcielenia się w Clove (miałam zamiar urwać im łby, ale to inna historia).Chcę też podziękować mamie, która sama zamykała mnie w pokoju z komputerem na biurku i przynosiła mi hektolitry herbaty z miodem. Jak obiecałam jest 20 rozdział i wpuszczam ich na arenę, choć sądzę, że myśleliście o czymś innym :p Nie przedłużam :) Mam tylko nadzieję, że się podobał rozdział.
A..Clove z opowiadania przesyła Wam myśl, która jest podpowiedzią do tego co będzie się działo. Oto ona: "That should be me"

10 komentarzy:

  1. "Kolejny nóż wbija się prosto w serce, a ja czuję czyjś oddech na szyi.
    - Nie tak brutalnie. - Odwracam głowę i spoglądam w oczy
    Marvel'a. - Chyba nie chcesz nikogo zabić." AWW, ON JEST PO PROSTU MARVELOUS. Uwielbiam twojego Marvela.
    Hm, trochę to było dziwne, kiedy Clovely rzuciła się Catonowi na szyjkę, bo to trochę nie w jej stylu, ale... no. Urocza ta scena Clato.
    Niech Clove wypomina Glim ten wynik kochasia, haha. Każdy powód, aby wkurwić Błyskotkę jest dobry.
    Woho, no to poleciałaś z tą akcją. Wszystko dzieje się tak szybko, ale i tak jest świetnie.
    Jest kilka malutkich błędów, jak to tak :O Ale jesteś chora, więc wybaczamy.
    Kuruj się, diable.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diable? Po co tak ostro :p Ta scena była dziwna, ale...ale...tak miało być XD Szczerze? Wkurza mnie jak przedstawiają Marvel'a jako skończonego idiotę, bo to nie w stylu zawodowca. Glimmer nie będzie miała łatwego życia z Clove *mrożący krew w żyłach śmiech*
      Dzieje się szybko, bo inaczej trzeba by było czytać ten rozdział przynajmniej godzinę, ale teraz akcja zwolni, aby ukazać wszystko szczegółowo.
      Dziękuję za wybaczenie :D Cieszę się, że nie chcesz mnie za te błędy, poćwiartować mieczem Cato. Nie powiem o co chodzi z "That should be me". Muszę pozostać tajemnicza ;p

      Usuń
    2. Nie MARVELOUS tylko MARVELICIOUS, hahahahah <33

      Usuń
    3. Dla mnie jest MARVELOUS i proszę się nie czepiać. :D

      Usuń
  2. I wiem o co chodzi z "That should be me" *Megan rozkminia*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny. Twoj Marvel jest zajebiszczy! Oby tak dalej. ^^
    Tak sobie myśle, niech Clove oszczędzi Glimmer. Bedzie się przynajmniej z kogo nabijac. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Marvelous, Glimmelicious, Aristocato i Clovely, a ja kocham ich wszystkich <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha, Marvelous, Marvelicious, Glimmelicious, Aristocato, Clovely. Leżę XD
    Ten rozdział był genialny, świetnie piszesz! Poprawił mi humor, który zawsze mi się psuje w słoneczne dni. Dziękuję :)
    Proszę pisz szybko, bo uwielbiam tego bloga <3
    Pozdrawiam, Ali :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń