***
Warknęłam cicho. Czy Cato miał rację? Oczywiście, że miał. Zrobiłam to przez pocałunek. Zazwyczaj nie przejęłabym się jedną, bezmózgą blondyną. To nie jest podobne do mnie. Rzuciłam się na łóżko. Przyglądając się sufitowi nawet nie zauważyłam jak szybko mijają minuty. Rozmyślałam o ich związku. Jak dziwnie czułam się nie mogąc mieć Cato dla siebie. Chociaż może to dobrze? Może dzięki temu będzie mi łatwiej go zabić? Będzie mi łatwiej osiągnąć sukces? Tak. To oto chodzi. Jeśli już teraz go znienawidzę, na arenie nie będę miała problemu z wbiciem mu noża prosto w serce. Do głowy zaczęły mi napływać najróżniejsze sposoby zabicia przeciwników. I tym razem nie starałam się ich wyrzucić z umysłu.
***
Po obmyśleniu kilkuset sposobów na wykończenie Jedynki, ktoś zapukał do moich drzwi.
- Jeśli nie chcesz umrzeć z głodu to chodź na kolację! - dobiegł mnie głos Melissy.
Niechętnie wstałam z miękkiego łóżka i poprawiając szybko włosy, pomaszerowałam do jadalni. Przy suto zastawionym stole siedział już Cato z jego tradycyjnym uśmiechem. Usadowiłam się obok niego. Z całych sił starałam się nie patrzeć na blondyna. Przy stole zapadła głucha cisza. Dziwiło mnie, że opiekunka nie gdakała jak zwykle
- Gdzie Lyme? - starałam się rozpocząć rozmowę. - Nie powinna być z nami?
- Jest w swoim pokoju. - kobieta spojrzała na mnie spod brązowych powiek. - A my musimy porozmawiać o jutrzejszym dniu.
Chwyciłam nektarynkę i wyczekująco patrzyłam na nią.
- Jutro po śniadaniu jedziemy prosto do Ośrodka, gdzie będą Was przygotowywać na paradę Trybutów. - jej spojrzenie przemykało pomiędzy mną, a Cato. - Przejazd będzie trwał krótko, ale musicie zrobić wszystko, aby zdobyć sponsorów. I to wszystko!
Przewróciłam oczami. Sądziłam, że dowiem się czegoś nowego. Przeliczyłam się...znowu. Odgryzając ostatni kawałek owocu, położyłam pestkę na talerz i wytarłam ręce o leżącą, obok mojego nakrycia, serwetkę. Wstałam, szurając cicho krzesłem.
- Jest może gdzieś jakaś kartka i długopis? - spytałam Melissy.
- Oczywiście. - odparła znów swoim dawnym głosem.
Podążałam za kobietą do komody stojącej w salonie. Już po chwili trzymałam w ręku zeszyt i czarno piszący długopis. Podziękowałam i szybkim krokiem przeszłam do swojej sypialni. Gdy zamknęły się za mną drzwi, rzuciłam się w przytulną pościel. Plecy oparłam o zagłówek łóżka i podkurczyłam kolana. Otworzyłam zeszyt na pierwszej stronie, a następnie oparłam go o uda. Przez chwilę kreśliłam, pisałam, skreślałam słowa, aż w końcu udało się. Przyjrzałam się listowi, który opisywał co naprawdę czułam.
Kochany Cato
Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że mi się nie udało. Umarłam, ale przynajmniej ty wrócisz do domu. Piszę te kilka słów, bo
Clove
Wytarłam łzę spływająca po moim policzku. Odchyliłam na chwilę głowę. Dopiero pisząc ten list, zdałam sobie sprawę, jak bardzo żałuje, że wcześniej ja nie pocałowałam jego, ani on mnie. Może gdyby stało się to wcześniej, to... To co? - szepnął cichy głos w mojej głowie. - Myślisz, że nie zgłosiłby się? Tak. - odpowiedziałam. Opanowując się, wyrwałam kartkę z zeszytu i złożyłam ją na pół. I znów. I znów. I znów. Zawiniątek schowałam w pięści. Wychodząc z pokoju, postawiłam sobie za zadanie, przekazanie listu Lyme. Licząc na znalezienie jej pokoju samotnie, poszłam rozejrzeć się po apartamencie. Nie musiałam długo szukać, gdyż mentorka siedziała przy stole z Melissą. Podeszłam w jej kierunku. Opierając ręce po obu stronach jej krzesła, schyliłam się.
- Możemy sekundkę porozmawiać? - szepnęłam jej cicho do ucha. Kobieta pokiwała twierdząco głową.
Przeszłyśmy na korytarz.
- O co chodzi? - była zdecydowanie zaciekawiona.
Podniosłam wzrok, wbijając go w jej twarz.
- Jeśli przegram, a Cato wróci... - zaczęłam niepewnie. - to chcę, aby pani przekazała mu to.
Wcisnęłam jej kartkę i wróciłam do pokoju, po drodze rozmyślając o tym pomyśle.
__________________________________________________________________________
Trochę opóźnienia...niestety miałam małe problemy...Ale teraz już jest nowy rozdział. Podoba się? Tylko szczerze :p